Opis produktu:
rewelacyjna whisky z Ballindalloch w środkowym Speyside. Spodoba się każdemu znawcy szkockiej w starym, dobrym stylu. Odcień ciemnego, przydymionego złota. W nosie aromaty sherry, miodu, jabłek, owoców cytrusowych, wanilii i rodzynek sułtańskich. W ustach whisky bogata i złożona; dominują nuty toffi, rodzynek w rumie, kandyzowanej skórki cytrynowej i orzechów laskowych, przeplatane smakiem goździków, cynamonu i suszonych owoców. Finisz przeciętnie-długi, dębowo-korzenny z akcentami karmelu i ostrych przypraw korzennych. Butelkowana z mocą nieco powyżej komercyjnego standardu - 43%. Warto dodać kilka kropel wody (pomagają wydobyć pełen bukiet aromatów z subtelnymi cytrusami i wprost oszałamiającą, soczystą kompilacją dojrzałych, ciemnych owoców) i odstawić na chwilę przed degustacją, zezwalając trunkowi nieznacznie się utlenić.
"Glenfarclas" oznacza tyle co "dolina zielonych traw" albo po prostu "zielona dolina" i pochodzi od rozległych pastwisk ciągnących się wokół gorzelni. W rzeczy samej, przylegająca do niej farma istniała od lat 90. XVIII w. Aż do roku 1988. Gorzelnia także musiała istnieć już na przełomie XVIII i XIX w., choć oficjalną licencję uzyskała dopiero w roku 1840. Pierwotnie należała do niejakiego Roberta Hay'a, a po jego śmierci w 1865 roku kupił ją John Grant - protoplasta marki J&G Sons (nie mylić z głośniejszą William Grant & Sons - zbieżność nazwisk przypadkowa). W rękach rodziny Grantów Glenfarclas pozostaje do dziś, wciąż dostarczając paliwa tej samej, romantycznej tradycji, która nakazuje produkować whisky "taką jak kiedyś". Z niekwestionowanymi sukcesami.
Grantowie dzierżą biznes od sześciu pokoleń. W tym czasie przetrwali aż 22 spore recesje. W latach 80. XX wieku, kiedy szkockie gorzelnictwo dołowało, a większość destylarni ograniczała produkcję, Glenfarclas miała się perfekcyjnie - w szerokiej mierze, choć przecież nie wyłącznie, dzięki kontraktom z większymi firmami, które zamawiały destylaty do lubianych blendów. To, co pozostało z tamtych czasów, było jak skarb - okazało się bowiem, iż magazyn destylarni wciąż przechowuje całkiem niemało dojrzałych, często wieloletnich single maltów - więcej aniżeli konkurencja. W kolejnych latach pozwoliło to stworzyć linię "The Family Casks" - whiskies ze specjalnych rezerw, które beczkowano co sezon, począwszy od roku 1952, a na 1998 kończąc. Rosnący prestiż producenta pozwolił na inwestycje. Pozyskano zapas nowych beczek z europejskiego dębu - wszystkie z Jerez, po sherry oloroso. Wcześniej, bo już w 1968 roku, Glenfarclas zaczął butelkować trunki z mocą beczki (właściciele producenta utrzymują, że pod tym względem wyprzedzili w Szkocji wszelkich). W 1973 roku ponownie stanęli w forpoczcie zmian, otwierając gorzelnię dla zwiedzających. Nigdy natomiast nie zmodernizowano technice ogrzewania kolumn destylacyjnych (gorzelnia ma ich 6), pod którymi nadal pali się otwartym ogniem. Nie by zaspokajać potrzeby turystów i ortodoksów - chodzi po prostu o jakość.
obecnie Glenfarclas sprzedaje ok. 700 tys. Butelek whisky rocznie, i to na ogół w nad wyraz dobrych cenach. Dotyczy to choćby trzydziestoletnich trunków. Zgodnie ze szkockim standardem whisky destylowana jest dwukrotnie. Przed zabeczkowaniem osiąga moc 68,3% alkoholu. Słód stosowany do jej produkcji niemal nie jest suszony dymem torfowym - zawartość fenoli waha się pomiędzy 1 a 3 ppm. Dlatego w standardowej whisky spod znaku Glenfarclas nie znajdziemy aromatów węgla, jodyny ani spalenizny - w przeciwieństwie do owocowej słodyczy i bogatej, dębowo-korzennej pikanterii.